Artukuł z Poradnika Hodowcy nr 12/2019. Opublikowano za zgodą wydawcy.
Swoją przygodę z gołębiami Tadeusz Marszałek rozpoczął we wczesnym dzieciństwie. Podczas rozmowy z nami wspominał czasy, gdy wychowywał się u dziadków na wsi pod Mogilanami. Wówczas to jego dziadek i wujek hodowali stare polskie rasy gołębi, takie jak kariery, listonosze czy rysie. Miał więc okazję obcowania z tymi ptakami od najmłodszych lat. Gdy jego dziadek, po amputacji nogi, nie mógł zajmować się ptakami trzymanymi na strychu, to on wraz z bratem wyręczali go i pomagali w karmieniu, sprzątaniu i innych obowiązkach hodowlanych. Dorastając cały czas miał kontakt z gołębiami, choć nie ukrywa, że zainteresowanie nimi w pewnym momencie życia zeszło na dalszy plan. Pojawiły się nowe pasje i obowiązki, jak na przykład piłka nożna, a później zasadnicza służba wojskowa. Nie ukrywa jednak, że cały czas fascynowały go gołębie. Zwłaszcza te pocztowe i ich nieprzeciętne zdolności powracania do domu.
Do własnej hodowli wrócił dopiero po ślubie. Żartuje, że we wianie przywiózł ze sobą gołębie. Przeprowadzając się do rodzinnego domu żony zastał tam puste gołębniki, które obsadził ptakami przywiezionymi od wspomnianego wcześniej wujka. Niestety jak to często bywa, plany prowadzenia własnej hodowli, często krzyżowało życie. Tadeusz Marszałek w celach zarobkowych wyjechał za granicę i choć nie miał szans na poważniejszą hodowlę, to i tak gołębie cały czas gościły w wyremontowanych przez niego gołębnikach. Gdy już na dobre wrócił do kraju, to w 1995 roku wstąpił w szeregi Polskiego Związku Hodowców Gołębi Pocztowych dołączając do Oddziału 0196 Kraków 2, w którym lotował do 2004 roku. Od sezonu 2005 startował już w Oddziale 0204 Wawrzeńczyce-Niepołomice. Fundamentem tej decyzji było o wiele korzystniejsze (bliższe ze względu na odległość) położenie punktu wkładań. Natomiast w ubiegłym roku był inicjatorem założenia Sekcji Wieliczka, którą przyłączono do Oddziału 0199 Nowa Huta.
Gołębniki
Opisywana hodowla rozlokowana jest w dwóch gołębnikach. Rozpłód i późne młode znajdują się na strychu budynku mieszkalnego, natomiast lotniki zamieszkują drewniany gołębnik ogrodowy. Jest to modułowa konstrukcja projektu i wykonania Jana Bocheńczaka. Gołębnik ten charakteryzuje się dużą funkcjonalnością i możliwością dalszej rozbudowy o kolejne moduły. Pojedyncze ściany wykonane są z drewnianych desek, a całość wieńczy dwuspadowy dach pokryty dachówką ceramiczną. Gołębnik został podzielony na kilka przedziałów, które zamieszkują wdowy, wdowce oraz gołębie młode. Prawy, skrajny boks przeznaczony jest dla samiczek. Podzielony on został na dwie części, dzienną i nocną. W ciągu dnia wdowy przebywają w części, którą można nazwać wolierą, aczkolwiek tylko jedna ze ścian wykonana jest z metalowej siatki. Co więcej, w razie potrzeby można ją całkowicie zamknąć. Służy do tego zamocowana na zewnątrz roleta. Kolega Tadeusz bardzo chwali sobie to rozwiązanie i często z niego korzysta, na przykład gdy oblatywane są samce. Wówczas roleta jest opuszczana, aby partnerzy się nie widzieli i wzajemnie nie rozpraszali. Poza wolierą, rolety zamontował również wewnątrz gołębnika, by zasłaniać nimi wloty i okna. W wolierze podłogę stanowi metalowy ruszt, a przebywające w jej wnętrzu samiczki mają do dyspozycji znajdujące się na ścianach spoczywaki. Na noc wdowy wracają do środka gołębnika. Ich przedział, podobnie zresztą jak pozostała część gołębnika, wykonany jest już całkowicie z drewna. Na podłodze znajduje się drewniany ruszt, pod którym zamontowano szuflady ułatwiające sprzątanie. Aby jeszcze lepiej radzić sobie z problemem kurzu i nieczystości w gołębniku, wspomniane szuflady zostały wysypane ścinkami drzew liściastych. To popularne rozwiązanie propagowane i rozpowszechniane przez Marka Trzaskę z Prudnika, opisywaliśmy już kilkukrotnie, gdyż wielu czołowych hodowców z niego korzysta. Drewniane ścinki rozsypane na podłodze zbierają opadający na nie kał, wysuszają go oraz zapobiegają unoszeniu się zgromadzonym cząsteczkom kurzu. Dodatkowo świetnie regulują wilgotność i temperaturę powietrza wewnątrz gołębnika. Tadeusz wymienia je dwa razy do roku. Pierwszy raz tuż przed startem sezonu lotowego, a drugi po zakończonym pierzeniu. W międzyczasie, kilkukrotnie, wygarnia ściółkę z miejsc, w których jest najbardziej zanieczyszczona. W miejsce usuniętych ścinek trafiają nowe, a całość jest ze sobą mieszana. Dodatkowo, miejsca, które narażone są na największą ilość odchodów, posypywane są cienką warstwą wapna, aby uniemożliwić rozwój jakichkolwiek pasożytów.
A propos wapna… małopolski hodowca ostrzega przed nieprzemyślanym stosowaniem wapna przytaczając swoje doświadczenia. Opisana przez niego sytuacja miała miejsce kilka lat temu, gdy lotował jeszcze z gołębnika mieszczącego się na poddaszu. Posiadał tam pełne betonowe podłogi. Przed ostatnim lotem sezonu, prowadząc ze sporą przewagą punktową, standardowo wysprzątał gołębnik lotowy. Dodatkowo postanowił wysypać trochę wapna na podłogę, aby zapobiec rozwojowi pasożytów. Porządki miały miejsce na kilka dni przed koszowaniem i okazały się przyczyną niepowodzenia w ostatnim locie. Mimo, iż wszystkie jego lotniki wróciły do domu, to żaden z nich nie załapał się w konkursie. Kolega Tadeusz uważa, że ich słaba forma spowodowana był wdychaniem unoszącego się w powietrzu wapna, które niekorzystnie musiało wpłynąć na ich układ oddechowy. Przy drewnianej ściółce nie ma takich problemów, gdyż skutecznie eliminuje ona unoszenie się kurzu w powietrzu.
Wróćmy jednak do opisu gołębnika lotowego, który zakończyliśmy na przedstawianiu przedziału wdów. Aby samiczki miały gdzie usiąść i spać, na ścianach w ich przedziale zamontowano drewniane spoczywaki. Bezpośrednio za przedziałem wdów znajduje się małe pomieszczenie gospodarcze, w którym kolega Tadeusz przechowuje najpotrzebniejsze w hodowli narzędzia hodowlane oraz karmę i część suplementów.
Kolejne boksy obsadzone są wdowcami. W pierwszych dwóch przedziałach znajduje się po 15 cel lęgowych, natomiast w trzecim, mniejszym boksie tych cel jest 10. Przedział ten jest charakterystyczny, gdyż korzystają z niego naprzemienne dorosłe i młode lotniki. W sezonie lotów gołębi dorosłych, wspomniane 10 cel obsadzonych jest rocznymi samcami, natomiast po zakończeniu sezonu korzystają z niego gołębie młode. Dzięki takiemu rozwiązaniu małopolski hodowca może powiększyć przestrzeń hodowlaną tej grupie gołębi, która aktualnie jest w trakcie swojego sezonu lotowego.
Jak łatwo się domyślić, ostatni, skrajny przedział przeznaczony jest dla gołębi młodych, którym zamontowano na ścianach spoczywaki oraz regał z miejscami do odpoczynku. Małopolski hodowca zaznacza jednak, że przedział ten jest za mały i chętnie dobudowałby jeszcze jeden moduł zwiększając tym samym przestrzeń dla młodych lotników. Poza swoim przedziałem młódki mają do dyspozycji niewielką wolierę, która świetnie się sprawdza zwłaszcza przy ich oblatywaniu, gdyż korzystając z niej mają doskonałą okazję do zapoznawania się z najbliższą okolicą.
Wartym zauważenia jest fakt, iż znajdujące się w gołębniku karmniki nie stoją bezpośrednio na drewnianym ruszcie. Pomiędzy karmnikiem, a rusztem umieszczona została płyta drewnianej sklejki. Dzięki temu rozwiązaniu pokarm wypadający z karmnika nie wpada pod ruszt, a zatrzymuje się na wspomnianej płycie i gołębie mogą go zjeść. Może to tylko szczegół, ale pamiętajmy - to właśnie suma przeróżnych szczegółów składa się na końcowy sukces.
Wszystkie przedziały ograniczone są od góry drewnianym sufitem, w którym znajdują się duże, zabezpieczone siatką otwory wentylacyjne. Są one wyposażone w przesuwaną zasłonę wykonaną ze sklejki, dzięki czemu możliwa jest regulacja stopnia ich otwarcia.
Ciekawym i praktycznym rozwiązaniem, które tu zauważyliśmy jest zamontowanie monitoringu wewnątrz gołębników. Kamery podłączone są do sieci Internet, dzięki czemu za pośrednictwem specjalnej aplikacji, w każdej chwili można „zajrzeć” do gołębnika poprzez dowolne urządzenie mobilne, niezależnie gdzie się aktualnie przebywa. Kolega Tadeusz wspominał nam o okresie swoich tegorocznych wakacji, kiedy to gołębiami pod jego nieobecność zajmował się syn. Mógł go skontrolować i podejrzeć, czy wszystko było zrobione zgodnie z jego wskazówkami. Tym bardziej, że syn niestety nie garnie się do hodowli. Zapyta o wyniki, zainteresuje się, ale to zdecydowanie nie jest jego hobby. Dzięki zainstalowanemu monitoringowi, małopolski hodowca mógł pomóc synowi w opiece na jego stadem.
Kolega Tadeusz jest wielkim entuzjastą drewnianych misek lęgowych. Bardzo je chwali za ich właściwości, zwłaszcza te termiczne. Twierdzi, że świetnie się sprawdzają, są ciepłe i z zasady nigdy się nie wyziębiają. Przed laty jeden z pobliskich hodowców, mający zakład stolarski, wyprodukował mu ich sto sztuk i do dzisiaj z nich korzysta. Część z nich, niestety już się zniszczyła, a nawet popękała, ale jeszcze spora część została i służy do dnia dzisiejszego. Aby tak się stało, należy o nie dbać. Kolega Tadeusza, regularnie je czyści i myje, a po sezonie zawsze moczy je w wodzie z wapnem.
Najważniejsze osiągnięcia
Wyliczając swoje pierwsze sukcesy lotowe kolega Tadeusz cofa się ponad 10 lat wstecz. Wspomina sezony 2006, 2007 i 2008, w których to 3 lata z rzędu sięgał po prestiżowy wówczas tytuł Mistrza Oddziału. Obecnie przyznaje, że bardziej wartościowe są dla niego GMP i kategorie lotowe. Dzięki nim można porównywać osiągnięcia hodowców z różnych Oddziałów i Okręgów. Po zmianie Oddziału na Wawrzeńczyce-Niepołomice praktycznie co sezon łapie się do pierwszej trójki w Mistrzostwie Oddziału. Najlepszym jak do tej pory sezonem w wykonaniu małopolskiego hodowcy był sezon 2018. Na szczeblu Oddziału Nowa Huta zdobył w lotach gołębi dorosłych tytuły Mistrza: gołębi typowanych, z całości, GMP, w kategorii C, gołębi rocznych oraz II-wice Mistrza w kategorii B. Jego gołębie trzykrotnie zdobywały pierwszy konkurs w Oddziale (1/3193 gołębie; 1/747 gołębi; 1/713 gołębi). Wyniki te przełożyły się na bardzo dobre miejsca na wyższych szczeblach związkowej rywalizacji. W GMP był odpowiednio: wice Mistrzem Okręgu Kraków, 10. Przodownikiem Regionu IV i 67. Przodownikiem w Polsce. Z kolei w kategorii C sięgał po tytuły II-wice Mistrza Okręgu Kraków, 11. Przodownika w Regionie IV i 50. Przodownika w Polsce.
Ten małopolski hodowca bardzo dobrze wypadł również w minionym sezonie. W swoim rodzimym Oddziale został Mistrzem w kategoriach A, B, C oraz GMP. Z kolei w kategorii M sezon zakończył z tytułem II-wice Mistrza. Ten sam tytuł wywalczył również w rywalizacji gołębi młodych. Świetna postawa została również zaznaczona na wyższych szczeblach. W Okręgu Kraków sięgnął po tytuły: II-wice Mistrza w GMP (1856,73 pkt) oraz kat. B (coef. 88,65); 6. Przodownika w kat. M (coef. 97,22); 8. Przod. w kat. C (coef. 216,61); 10. Przod. w lotach okręgowych (56 konk.), 15. Przod. w kat. A (coef. 341,23), 20. Przod. w kat. Młode 8 z 15 (849,92 pkt). Najbardziej prestiżowy tytuł sezonu 2019 to chyba jednak 1. Przodownik Regionu IV w Mistrzostwie Tradycyjnym z 10 gołębi typowanych – 75 konk. Uwaga! Gołębie biorące udział w tym współzawodnictwie trzeba było wskazać przed rozpoczęciem sezonu lotowego!
Wśród lotników posiada w tym roku 1 gołębia z 12 konkursami, 3 gołębie z 11 konkursami, 6 gołębi z 10 konkursami oraz kilkanaście z 9 konkursami. To pokazuje jak wartościowe stado lotników posiada Tadeusz Marszałek.
Pochodzenie gołębi
Fundament tej hodowli stanowi własny szczep gołębi wywodzących się z rasy Janssen oraz gołębie od czołowych hodowców Polski, między innymi od tak znanych i cenionych w naszym kraju hodowców jak rodzina Łepuch, Andrzej Wiosna, Marek Trzaska czy Karol Paszek. Z najnowszych nabytków testowane są gołębie od kolegi Dariusza Marciszewskiego, a także Michała Trójczaka.
Tadeusz z sentymentem wspomina pierwszą parę Janssenów, którą nabył jeszcze w latach 90 ubiegłego wieku, na jednej z wystaw. Wyhodował z nich między innymi świetnego lotnika, który był 3. młodym lotnikiem Polski w 1995 roku. Ptak ten okazał się również wybitnym gołębiem rozpłodowym i wydał równie utalentowanego syna. Budując swoje stado, kolega Tadeusz sięgał po ptaki czołowych, małopolskich hodowców. W miarę poprawy wyników lotowych, jego głód sukcesu wciąż rósł, więc starał się systematycznie wzmacniać swoje stado. W 2001 roku sprowadził więc gołębie od będącego wówczas w ścisłej czołówce kraju Andrzeja Wiosny. Były to charakterystyczne ptaki z brązowymi pasami, które nazwał „brązami”. Zakup ten okazał się strzałem w przysłowiową dziesiątkę. „Brązy” wykazywały bardzo dobrą zdolnością powracania z lotów z każdej odległości, a najlepsze wyniki osiągały przy słonecznej pogodzie. Jednak, gdy loty rozgrywane były w deszczowej pogodzie już tak świetnie się nie spisywały. Należało więc szukać kolejnych wzmocnień. Ptaków bardziej uniwersalnych.
Śledząc wyniki i opierając się o niezwykle pochlebne opinie, małopolski hodowca swoje kroki skierował na zachodnią ścianę Polski, do przygranicznej Łęknicy i mieszkających tam Krzysztofa i Ireneusza Łepuchów. W 2012 roku zakupił od nich 13 młodych gołębi, które przeznaczył do lotów. Część z nich zginęło podczas oblotów lub padło łupem jastrzębi, ale te, które zostały spisywały się rewelacyjnie! Wywodziły się z mistrzowskiej linii Vosa 94, który stanowi fundament łęknickiej hodowli i wydał bardzo wiele wybitnych lotników. W następnych latach przyszły kolejne zakupy od rodziny Łepuch. Przeglądając rodowody doliczyliśmy się ponad 30 ptaków sprowadzonych z tej hodowli. Oczywiście ich krew pojawia się w rodowodach najlepszych lotników Tadeusza Marszałka. Wymieńmy chociażby samicę PL-0204-16-2641, która w tym roku zdobyła 10 konkursów (w poprzednim sezonie 12 konk.). Jest to córka czerwonego PL-0370-12-1508, oryginału od rodziny Łepuch z linii Vos 94 x Engels (m.in. Jules x linia 714). Był to wybitny lotnik, a później rozpłodowiec. Prezentowany na zdjęciu samiec PL-0204-17-1757 jest natomiast wnukiem 1508. Inne, warte wyróżniania gołębie z tej hodowli, to PL-0370-11-1467 i PL-0370-12-1425.
Kolejnymi nabytkami były ptaki od Marka Trzaski z linii jego czołowego rozpłodowca – Brzydala oraz od Dariusza Marciszewskiego, Arkadiusza Tomy czy rodziny Maziarzy. Najnowsze ptaki, które kolega Tadeusz sprowadził do siebie i jest na etapie ich testowania, pochodzą od Michała Trójczaka i wywodzą się z jego czołowych ptaków z najlepszych linii opartych na wybitnych gołębiach z Europy Zachodniej.
Aktualne stado
Obecnie drużynę lotową stanowi tu około 60 dorosłych lotników. Jesienią zostawianych jest ich trochę więcej, gdyż część z nich, podczas przedsezonowych oblotów, zawsze pada łupem okolicznych jastrzębi. Podobnie rzecz się ma w przypadku gołębi młodych. Ich również do lotów szykuje się około 60 sztuk. Z kolei w rozpłodzie kolega Tadeusz posiada 8-10 par.
Po sezonie 2019 zostało Tadeuszowi 38 dorosłych lotników i 40 przelotowanych młódków (z 58), czyli bez mała 80 lotników, którymi mógłby ścigać się w kolejnym sezonie. Widzimy, że liczba ta jest nieco większa niż zakładane 60 sztuk. Niezbędna więc jest selekcja.
Jak już wcześniej wspominaliśmy, Tadeusz Marszałek otwarcie przyznaje, że ma twardą rękę do gołębi. Dotyczy to również posezonowej selekcji. Po sezonie lotowym zostawia na zimę tylko te dorosłe lotniki (dwulatki i starsze), które mają minimum 8 konkursów, z czego 3 powinny być w pierwszej setce Oddziału. Roczniaki mają taryfę ulgową i w ich przypadku poprzeczka zawieszona jest nieco niżej. Powinny łapać minimum 7 konkursów, chyba że nie były koszowane na wszystkie loty, bądź pochodzą z linii, w której gołębie zaczynają „pokazywać się” w późniejszym wieku.
Przegląd stada odbywa się również w trakcie trwania sezonu lotowego. Jeśli w jego połowie widzi, że na przykład jakieś gołębie nie osiągają zakładanego przez niego minimum i nie mają większych szans, by te minimum wylatać do końca sezonu, to są zostawiane do obsługi swoich partnerów lub usuwane ze stada. Tadeusz stara się tych gołębi nikomu nie odstępować, choć możliwe jest, że w połączeniu z innymi ptakami mogłyby wyjść z nich dobre gołębie lotwe. Mimo wszystko, nie chce, by ktoś mu zarzucił, że oddaje lub sprzedaje odpady ze swojej hodowli.
Poza kryteriami czysto sportowymi, małopolski hodowca selekcjonuje swoje stado pod kątem budowy oraz rodzinnych predyspozycji lotowych. Z reguły preferuje większe ptaki, choć sam przyznaje, że zdarzały mu się rewelacyjne lotniki drobnej budowy. Nie lubi gołębi z szerokimi lotkami. Z reguły takie ptaki sprawdzały się u niego wyłącznie na lotach krótkich, maksymalnie średnich. Bardziej ceni również te ptaki, które „szanują” swoje upierzenie, czyli późno zaczynają zrzucać lotki i na końcu sezonu wciąż im daleko do ostatnich lotek. Oczywiście nie należy zapominać o kryterium zdrowotnym. Chore ptaki, które stanem zdrowia znacząco odstają od reszty stada, są automatycznie usuwane.
Wartym podkreślenia jest fakt, że Tadeusz Marszałek nie selekcjonuje swoich ptaków pod konkretną liczbę miejsc, które posiada w gołębniku. Jeśli jakieś gołębie nie spełniają jego wymagań, to są po prostu usuwane, nawet jeżeli w przyszłym sezonie niektóre cele nie będą obsadzone. Wychodzi z założenia, że trzymanie słabych gołębi mija się z celem. Jeśli chce się cały czas rozwijać i podnosić poziom własnej hodowli, to trzeba pracować tylko z najlepszymi gołębiami. Nie liczy się ilość a jakość.
Prowadzenie stada
Tadeusz Marszałek lotuje metodą totalnego wdowieństwa, a w swojej hodowlanej karierze stosował jej różne warianty, jak na przykład z wychowem lub bez wychowu młodych przed sezonem. Wariantem klasycznym nigdy nie lotował, aczkolwiek elementy tej metody czasami wprowadza do swojej hodowli. Zwłaszcza przy dobrych lotnikach, których partnerzy nieszczególnie spisują się w lotach. Wówczas to te słabsze połówki par pozostają w gołębniku i stanowią motywację dla swoich partnerów uczestniczących w rywalizacji lotowej.
Odchowanie potomstwa przez lotniki przed sezonem lotowym nie odbywa się tu co rok. Małopolski hodowca testuje różne warianty. Bywały lata, w których lotniki wychowywały potomstwo, ale bywały też sezony, gdy lotniki były prowadzone na sucho. Zdaniem kolegi Tadeusza lepszym rozwiązaniem wydaje się być suche wdowieństwo, aczkolwiek w przypadku gołębi rocznych skłaniałby się raczej w stronę wychowu młodych. Wówczas to roczniaki mają większy ciąg do gniazda, a co za tym idzie, lepszą motywację lotową.
Wiosna
Łączenie w pary odbywa się tu około 20 lutego. Jeśli stosuje się wariant z wychowem młodych, to lotniki wychowują po jednym młódku. Nie dopuszcza się wówczas do zniesienia drugich jajek. Gdy młode mają około 15 dni, a samce zaczynają pędzić na kolejne jajka, to pary są rozdzielane. Przez następny tydzień rodzice opiekują się młodymi w sposób obiegowy. Samice są z nimi przez noc, a samce przejmują opiekę w ciągu dnia. Następnie młode przenoszone są do swojego przedziału i zaczyna się pełne wdowieństwo.
Parując lotniki Tadeusz stara się zostawiać pary z poprzedniego sezonu. Jeżeli oboje partnerów pozostało w hodowli, to zazwyczaj para ta zostaje na kolejny rok. Jeśli zaś któryś z partnerów ginie, to w przyszłym sezonie zastępowany jest roczniakiem. Na przykład, gdy zginie samica, to jej partnerowi przydzielana jest samiczka roczna. Zazwyczaj z tej samej linii co jej poprzedniczka. Małopolski hodowca stara się unikać łączenia ze sobą dorosłych lotników, którym w poprzednim sezonie zginęli partnerzy, ponieważ wiąże się to z kilkoma niedogodnościami. Po pierwsze wdowy często chcą wracać do swojej poprzedniej celi, a po drugie rocznego gołębia łatwiej jest wycofać w połowie sezonu i wprowadzić elementy wariantu klasycznego.
Obloty
Po zakończonym sezonie lotniki wypuszczane są mniej więcej do końca sierpnia. Później się je zamyka, by w spokoju wymieniły upierzenie. Gdy już się wypierzą i pogoda temu sprzyja, to małopolski hodowca wypuszcza je na zimowe obloty. Przy dobrych warunkach pogodowych, jego gołębie potrafią latać nawet 2-3 razy w tygodniu. W czasach, gdy większość hodowców zamyka swoje gołębie zaraz po zakończonym sezonie, jedyne latające stado w okolicy jest mocno narażone na atak okolicznych jastrzębi. Problem ten jest tu rzeczywiście dostrzegalny. Corocznie w zimie, jastrząb wybiera około 6-8 lotników. Tadeusz przyznaje, że gdy jego ptaki nie latają przez tydzień, bądź dłużej, to nabierają większej masy i trudniej jest im uciec przed atakującym jastrzębiem. Mimo to nie zdecydował się na zamknięcie swoich lotników na całą zimę w gołębniku. Dzięki temu wiosenne problemy związane z zerwanymi skrzydłami są mu obce. Regularne wiosenne obloty rozpoczynają się tu praktycznie z chwilą połączenia gołębi w pary. Do momentu rozdzielenia partnerów mają raczej wolny charakter, natomiast po odseparowaniu samic od samców są już bardziej usystematyzowane.
Docelowo obloty przeprowadza się dwa razy dziennie. Jako pierwsze startują samce. Gdy skończą, wracają do swoich przedziałów i są karmione. Po nakarmieniu samców, kolega Tadeusz opuszcza im rolety w oknach i wypuszcza na oblot samice. Po skończonym treningu samice wracają do siebie i również są karmione. Przez pierwsze kilka/kilkanaście oblotów po rozdzieleniu partnerów, wdowy mają tendencję siadania na wloty przy przedziałach samców, gdyż wcześniej właśnie tamtędy wchodziły do gołębnika. Jednak po kilku dniach karma robi swoje i samiczki wiedzą, którędy mają wracać by się najeść. Kolejność wysyłania gołębi na oblot nie jest przypadkowa. Małopolski hodowca zauważył, że samice mają tendencję do odchodzenia i późniejszego powrotu z treningu. Gdyby więc były wypuszczane jako pierwsze, musiałby czekać z oblotem samców, aż wszystkie samice się zlecą. Jeśli jednak jako pierwsze oblatywane są samce, to nawet, jeżeli później któraś z samic odejdzie i spóźni się z powrotem, to nie ma z tym większego problemu. Co najwyżej nie załapie się na karmienie, co jest dla niej nauczką, że tak nie powinna robić.
Tadeusz Marszałek otwarcie przyznaje, że wiosną musi wspomagać i wydłużać obloty, wywieszając przed gołębnikiem niewielką flagę. Z reguły zabieg ten powtarzany jest zaledwie kilka razy, gdyż gołębie szybko łapią intencje hodowcy i same z siebie chętnie latają. Dodaje również, że w jego hodowli samce mają podczas oblotów nieco więcej luzu i mogą w czasie treningu na przykład przysiąść na dachu. W stosunku do samic nie jest już tak wyrozumiały i chciałby, żeby po skończonym oblocie od razu wchodziły do gołębnika.
Lotowanie
Jak już wspominaliśmy podczas opisu gołębników, jeden z przedziałów przeznaczony jest dla gołębi rocznych. Nie oznacza to jednak, że są one prowadzone inaczej niż pozostała część stada. Wszystkie dorosłe lotniki prowadzone są w ten sam sposób. Jedyną różnicą jest fakt, iż roczniaki nie uczestniczą w całym programie lotowym. Kolega Tadeusz nie wysyła ich na maratony. Naprawdę wyjątek stanowią sytuacje, gdy zdecyduje się zakoszować wybrane roczne lotniki na maraton. Musi on zapowiadać się niezwykle łagodnie oraz być rozgrywany przy dobrej pogodzie i wietrze w ogon. Ogólnie kwestia najdłuższych lotów jest w tej hodowli rozpatrywana bardzo indywidualnie. Poza roczniakami, które z definicji nie biorą udziału w maratonach, często zdarza się, że i dorosłe lotniki są na te loty wstrzymywane. Głównie spowodowane jest to wytycznymi i sugestiami władz oddziałowych (limit koszowanych gołębi).
Po latach zbierania doświadczenia hodowlanego, kolega Tadeusz uważa, że jeśli lotniki są w formie, to powinny co tydzień brać udziału w lotach konkursowych. Wstrzymywanie ich i zostawianie w gołębniku, bardzo często odbija się na ich formie lotowej. Dlatego, jeśli jakieś ptaki pauzują, to hodowca stara się zorganizować im prywatną wywózkę będącą namiastką lotu konkursowego. Utrzymuje to je w rytmie i nie zaburza kondycji lotowej.
W trakcie sezonu lotowego cele wdowców są cały czas otwarte. Nie odwraca się również misek lęgowych, czyli widać, że opisywany hodowca nie kombinuje pod tym względem. Z jednej strony jest to podyktowane możliwościami czasowymi. Z drugiej zaś, słowami kolegi Marka Trzaski, który cele i miski porównał do rodzinnego domu. Zapytał on kiedyś małopolskiego kolegę, jak by się czuł, gdyby wracał z długiej podróży i miał zamknięty dom. Szukał klucza lub czekał, aż mu ktoś ten dom otworzy. Z pewnością nie skłaniałoby go do kolejnych wyjazdów, a na pewno nie do szybkich powrotów. Podobnie mogą czuć się gołębie.
Z kolei wdowy praktycznie całe dnie spędzają w swojej wolierze. Na noce wracają do gołębnika. Dzięki temu zdecydowanie rzadziej parują się między sobą. Jeśli jednak dochodzi do takich połączeń, to te wdowy są odseparowywane oraz ogranicza się im jedzenie, by je wyciszyć. Kolega Tadeusz przyznaje jednak, że po latach własnych obserwacji zauważył, że z takich samic nie ma większego pożytku lotowego.
W tej hodowli nie pokazuje się partnerów przed koszowaniem. Bywa jednak tak, że gdy Tadeusz ma czas, to przed lotami konkursowymi rozgrywanymi na dystansach poniżej 500 kilometrów, w czwartki gołębie są wywożone na prywatny trening. Z odległości około 40-50 kilometrów. W jednym tygodniu jako pierwsze startują samce, a 10 minut po nich wypuszczane są samice. Za tydzień kolejność startu jest odwrotna. Z reguły obie grupy są w gołębniku przed hodowcą. Po jego powrocie, przebywają wspólnie jeszcze około 10-15 minut i dopiero są rozdzielane. W drugiej części sezonu całkowicie się z tego rezygnuje. Przed sezonem lotniki wywożone są około 10 razy. Ich dokładna liczba zależy od warunków pogodowych.
Karmienie
Opisywany hodowca przyznaje, że przyjął zasadę, iż będzie bardzo dobrze karmił swoje gołębie, ale w zamian będzie dla nich niezwykle wymagającym trenerem. Stara się kupować jak najlepsze karmy, by lotniki dostawały wszystko czego aktualnie potrzebują. Na ogół miesza kilka karm różnych producentów, zarówno zagranicznych (m.in. Vanrobaeys, Matador) jak i krajowych. Wysoko gatunkowa i zróżnicowana karma jest szczególnie ważna w czasie pierzenia. Wówczas to gołębie budują upierzenie na kolejny sezon. Jeśli hodowca prześpi ten czas, to może zapomnieć o dobrych rezultatach lotowych. Poza gotowymi mieszankami, kolega Tadeusz stosuje również pojedyncze komponenty, na przykład ryż paddy, orzeszki ziemne, konopie czy jęczmień. W okresie pierzenia gołębie karmione są do syta. W tym czasie szczególnie ważną rolę odgrywają suplementy i dodatki żywieniowe. Tadeusz o tym pamięta i podaje gołębiom oleje, aminokwasy czy też białko na karmę. Z reguły bazuje na uznanych zachodnich producentach, między innymi Rohnfried i De Reiger, z których jest szczególnie zadowolony.
Gdy ptaki spierzą ostatnie lotki, przechodzi się na jedno karmienie dziennie, a podawana gołębiom karma jest już zdecydowanie słabsza. Nie oznacza to jednak, że zimą karmi się je wyłącznie jęczmieniem czy owsem. Przez cały rok karma jest zróżnicowana, tak by gołębie dostawały wszystko czego aktualnie potrzebują. Tym bardziej, że zimą również są oblatywane. Zawsze startują głodne i po oblocie czeka na nie nagroda w postaci jedzenia, często są to smakołyki takie jak orzeszki ziemne, konopie czy drobne nasiona. Wówczas lepiej i sprawniej wchodzą do gołębnika. Z kolei ryż paddy i jęczmień są wyznacznikiem wielkości podawanych porcji karmy. Jeśli po karmieniu w karmniku zostaje jęczmień lub ryż paddy, to oznacza to, że gołębie są najedzone i nie dosypuje się im więcej karmy. Jeśli jednak wszystko wyjedzą, to hodowca dosypuje im dodatkową porcję karmy. W tym czasie gołębie dostają również przygotowywane przez Tadeusza mikstury warzywno-owocowe. Miksuje pietruszkę, seler, cebulę, czosnek, jabłko i cytrynę. Miesza to z olejem i podaje swoim ptakom dwa razy w tygodniu.
Wiosną, w okresie lęgowym intensywność karmień zdecydowanie wzrasta. Lotniki karmione są nawet kilka razy dziennie, gdyż każdorazowe karmienie dorosłych gołębi wiąże się z kolejnym karmieniem młódków. Podawane mieszanki są stopniowo coraz mocniejsze i bogatsze w składniki odżywcze.
Po odstawieniu młodych, przechodzi się na system karmienia lotowego. Kolega Tadeusz zdradza, że w sezonie lotowym sięga praktycznie tylko po dwa rodzaje mieszanek: lotowe i dietetyczne. Co ciekawe nie porcjuje on karmy swoim lotnikom. Stosuje za to ścisłe odliczanie czasu karmienia, które trwa pół godziny. Po tym czasie karmniki są zabierane. Jeśli gołębie wcześniej wyjedzą podaną im karmę, to się ją uzupełnia, jeśli jednak po upływie dwóch kwadransów karma wciąż zalega w karmnikach, to jest ona zsypywana i zabierana. Podobnie rzecz się ma z wodą. Ona również jest zabierana. Gołębie mają do niej dostęp wyłącznie pół godziny po karmieniu, chyba że panują upały, to podaje się ją trochę częściej, by ptaki się nie odwodniły.
Bezpośrednio po przylocie lotniki dostają czystą wodę lub wodę zakwaszoną sokiem z cytryny i dosłodzoną miodem, a w karmnikach czeka na nie lekkostrawna mieszanka (najczęściej jest to karma marki Vanrobaeys nr 714 i 418), zwłaszcza jeśli lot był dla niech wymagający. Wieczorem lub dopiero w poniedziałek rano zaczyna się właściwy proces regeneracji. Do karmy dietetycznej dodawane są więc białko i aminokwasy (np. BT Amin Forte marki Rohnfried). W celu szybszej i sprawniejszej odbudowy małopolski hodowca stosuje również preparat Rotosal (Rohnfried). Regeneracja i odbudowa kontynuowana jest przez kilka kolejnych karmień. W zależności od skali trudności rozegranego lotu. Zazwyczaj trwa do środowego, porannego karmienia. Wieczorem gołębie dostają już mocniejszą mieszankę energetyczną i zaczyna się tak zwane „ładowanie akumulatorów”. Przeważnie do końca tygodnia podawana jest oryginalna mieszanka energetyczna, aczkolwiek gdy zapowiada się bardziej wymagający lot, to kolega Tadeusz dosypuje do karmy dodatkową porcję kukurydzy lub pokruszone orzeszki ziemne. Jeżeli poza karmą pojawiają się jakiekolwiek suplementy lub dodatki żywieniowe, to podawane są one podczas porannego karmienia. Zdecydowana większość dodatków podawana jest na karmę. Wyjątek stanowi Elixier marki De Reiger, który dodaje się tu do wody pitnej. Flagowy produkt belgijskiej firmy poprawia kondycję i wspiera naturalną odporność oraz stymuluje proces tworzenia krwinek i wpływa na wzrost poziomu witalności. Na ogół podawany jest on tu dwa razy w tygodniu na przemian z preparatem Blitzform marki Rohnfried.
W sobotę rano lotniki również są karmione. Dostają około 1/3 standardowej porcji karmy, a podawana im mieszanka jest lekką karmą dietetyczną (super dieta) zawierającą między innymi ryż, ryż paddy oraz konopie. Czyli ziarna, które dobrze chłoną wodę. Wydzielanie czasu w jakim dostępny jest pojnik procentuje w dniu koszowania. Właśnie wtedy wykorzystuje się wypracowany u swoich lotników odruch pobierania wody po karmieniu. Sypie niewielką ilość karmy, a następnie wstawia do gołębnika pojniki. Gołębie nauczone picia, pobierają wodę i na lot idą odpowiednio nawodnione. Oczywiście jest także inny aspekt – organizmy gołębi są lepiej przystosowane do chwil kiedy brakuje wody (np. transport gołębi na miejsce wypuszczenia czy też sam lot konkursowy).
Uzupełnieniem karmy są dodatki żywieniowe. Już trochę o nich wspominaliśmy, ale nie o wszystkich. Poza wymienionymi chwilę wcześniej, w bieżącym momencie roku hodowlanego gołębie dostają również propolis, magnez, mielony ostropest oraz wybrane produkty marki De Reiger, takie jak Energol, Herbisan czy Pural. Produkty tej belgijskiej marki są tu obecne przez cały rok, a ich stosowanie i dawkowanie opiera się przeważnie na zaleceniach producenta. To co zdecydowanie przemawia za suplementami tej firmy to fakt, iż ich lista nie jest długa. Dostępnych jest bowiem wyłącznie kilka bazowych produktów, które zawierają wszystko czego potrzebują gołębie ścigające się na wysokim poziomie.
Oczywiście Tadeusz Marszałek ma świadomość, że na końcowe wyniki lotowe, składa się niezliczona liczba różnorakich czynników, ale uważa, że zdrowie oraz odpowiednia dieta i suplementacja, oparte na wnikliwej analizie formy gołębi i warunków atmosferycznych, są czynnikami najważniejszymi. Słusznie jego zdaniem, hodowca musi być dobrym obserwatorem, który szybko wyciąga wnioski i potrafi wprowadzić je w życie.
Profilaktyka zdrowotna
Znane powiedzenie mówi, że lepiej zapobiegać niż leczyć. W myśl tej zasady, kolega Tadeusz co roku szczepi całe swoje stado, zarówno lotniki jak i ptaki rozpłodowe. W styczniu wszystkie gołębie są szczepione przeciwko salmonelli. Szczepienie przeciwko paramyksowirozie gołębie przechodzą raz w życiu, jeszcze jako młódki.
Kolega Tadeusz korzysta także z pomocy lekarza weterynarii i minimum dwa razy do roku bada swoje stado. Pierwszy raz przed łączniem gołębi w pary, a drugi raz po zakończonych lęgach. Jeżeli wyniki badań wskażą konieczność leczenia, to przeprowadza się niezbędną kurację. Jeśli jednak wszystko jest ok, to nie podaje się żadnych leków. Opisywany hodowca zaznacza jednak, że sporą zasługę w utrzymywaniu jego gołębi w zdrowiu ma podawanie im suplementów i dodatków żywieniowych marek Rohnfried i De Reiger. Jego zdaniem są to uznane zachodnie marki, które swoją jakością w 100% zasłużyły na te pochlebstwa.
Po sezonie
Z reguły po ostatnim locie konkursowym lotniki rozdzielane są na kilka dni, by w spokoju mogły się zregenerować i odbudować. Następnie pary przebywają wspólnie. Wychowują po jednym młodym, tylko i wyłącznie po dorosłych lotnikach. Po roczniakach się nic nie „wyciąga”. Tadeusz nie dopuszcza do zniesienia drugich jajek. Gdy młode mają około 20 dni samice są odseparowywane, a całkowitą opiekę nad potomstwem przejmują samce. Następnie młódki są odsadzane do gołębnika na strychu i stanowią tak zwany latający rozpłód. Ewentualnie odstępuje się je innym kolegom. Dorosłe lotniki selekcjonuje się na zasadach, które opisywaliśmy we wcześniejszej części niniejszego tekstu.
Gołębie młode
Wiosenne młode po odsadzeniu karmione są tą samą karmą, którą karmieni byli ich rodzice. Dodatkowo do mieszanki tej dosypuje się część bardzo lekkiej karmy, a nawet w czasie gdy występują wysokie temperatury powietrza, podaje się wyłącznie karmę lekkostrawną. Wszystko po to, by zmniejszyć ryzyko wystąpienia choroby młodych. Kolega Tadeusz uważa, że dopóki młode nie są wypuszczane, to mogą jeść tzw. „grubą” karmę, jeśli zaś już latają to powinno się jej unikać. Jego zdaniem podstawowymi przyczynami występowania choroby młodych są: wysoka temperatura, stres wywołany oblotami, koszowaniem i wywózkami oraz przekarmianie gołębi. Jeżeli ma się tego świadomość, to można ograniczyć prawdopodobieństwo zachorowań. Przyznaje jednak, że choroba ta nie omija i jego gołębnika. Na szczęście w ostatnich latach objawiała się bardzo łagodnie i bez problemu udawało się doprowadzić młode lotniki do zdrowia przed startem ich sezonu lotowego.
Tadeusz Marszałek otwarcie mówi, że nie przykłada większego znaczenia do zdobywanych miejsce w rywalizacji gołębi młodych. Z uśmiechem na ustach mówi, że młode są dla hodowców młodych stażem. W tej rywalizacji szansę na końcowe triumfy mają również początkujący hodowcy. Jemu natomiast zależy na przelotowaniu swoich ptaków, gdyż jest to element przygotowań do dorosłej rywalizacji.
Małopolski hodowca przyjął metodę swojego kolegi Marka Trzaski, czyli stosunkowo długo zwleka z pierwszymi oblotami młodych. Przyznaje, że są one często trochę zapasione, ale odbiera to jako zaletę, gdyż w początkowym etapie przygotowań młode nie odlatują mu zbyt daleko. Stara się, by jego młode jak najpóźniej weszły w etap długiego latania, najlepiej na około 3 tygodnie przed startem sezonu lotowego. Wówczas to ich forma w sezonie jest zdecydowanie lepsza. Oczywiście zaznacza, że jest to jego subiektywne spostrzeżenie i nie wyklucza, że w innych hodowlach może być inaczej. Wierzy również, że duża liczna wywózek przed sezonem zaprocentuje w późniejszym czasie, podczas dorosłej rywalizacji.
Nie ukrywa, że ma twardą rękę do hodowli. Wspomina lata, w których swoje młode lotniki pierwszy raz wywoził na odległość aż 100 kilometrów i wypuszczał pojedynczo. Podczas jednego z takich treningów z 60 wypuszczonych gołębi zgubił 15… ale te 45, które zostały, to prawie w komplecie zaliczyły cały sezon lotowy. Taki rodzaj przygotowań zaczerpnął od byłego Mistrza Polski w kategorii B – Tadeusza Zobel z Gniezna. Od wielu hodowców, a także publikacji na ten temat, Tadeusz Marszałek dowiedział się, że przez ten rodzaj treningu wychowuje się gołębie dalekodystansowe, gdyż ptaki z naturalnymi predyspozycjami sprinterskimi nie podołają takiemu wysiłkowi. Słowa te potwierdził później Michał Trójczak, który praktykuje stopniowe wydłużanie dystansu lotów treningowych. Swoje ptaki wypuszcza trójkami z coraz to dłuższych dystansów, począwszy od około 30 kilometrów. Za jego namową Tadeusz Marszałek w ubiegłym roku zaczął już od krótszej odległości. Wywiózł swoje młode lotniki na około 50 kilometrów od gołębnika i zaczął wypuszczać je… pojedynczo. Z 62 gołębi, pierwszego dnia w domu zameldowało się tylko 38 sztuk. Ostatecznie nie wróciło tylko 6 młódków.
Karmienie młodych w sezonie lotowym odbywa się w podobnym systemie jak u gołębi dorosłych. Oznacza to, że również i one karmione są dwa razy dziennie przez pół godziny. W ich przypadku jednak, rodzaje karm są nieco bardziej uśrednione. Mocniejsza, energetyczna karma podawana jest wyłącznie w końcówce tygodnia. Loty młodych są stosunkowo krótkie, więc nie ma sensu „ładowania” ich energią tak jak gołębi dorosłych. Pojniki wstawiane są po usunięciu karminów i również po upływie 30 minut są zabierane. W dniu koszowania, również na chwilę przed ich łapaniem, sypie się trochę karmy i wstawia poidła, by gołębie były odpowiednio nawodnione przed lotem.
Przelotowane młódki dołączane są do gołębi dorosłych dopiero po całkowitym wypierzeniu. Postępuje się właśnie w ten sposób, by zafundowany im stres nie wpłynął na proces pierzenia. W tym czasie łatwo już określić ich płeć. Gdy młode samce trafiają do gołębnika wdowców, ich starszych kolegów nie ma w tych przedziałach. Obsadzane są wolne półki. Reszta cel jest zamknięta. Gdy młode obiorą już swoje cele, do przedziałów wpuszczane są dorosłe wdowce. Przed młodymi pierwszy ważny test - muszą obronić zajęte przez siebie miejsca. Niekiedy zdarza się, że wraz z młodymi samcami wpuszcza się również młode samiczki. Wówczas parze zdecydowanie łatwiej jest obronić zajmowaną celę. Jeśli jednak nie mogą sobie z tym poradzić, to jest to znak dla hodowcy, że musi się dokładniej przyjrzeć tym młódkom podczas selekcji.
Podsumowanie
Dzięki gościnności i otwartości Tadeusza Marszałka udało się nam przedstawić wam jego utytułowaną hodowlę. Jesteśmy przekonani, że każdy z Was znajdzie wśród jego opowieści i porad chociaż jedną wskazówkę, która pozwoli poprawić swoją hodowlę. Po raz kolejny potwierdza się tu zasada, że tylko po dobrych gołębiach można spodziewać się dobrego potomstwa. Ostra selekcja jest gwarancją utrzymania i podnoszenia wartości hodowlanej swojego stada. Bardzo ważna jest również cierpliwość, która uchroni nas przed podejmowaniem pochopnych decyzji.
Tadeusz Marszałek
32-020 Wieliczka
Zabawa 34
+48 501 462 243
tamar34@wp.pl
Liczba wyświetleń: 19688
Strona utworzona przez:
Stanisław Górski
tel. +48 782 647 937